Każdego ranka pani Pomfrey prosi mnie:
- Wytrzymaj jeszcze troszkę, kochaniutka.
Gdyby nie to, że Dumbledore zakazywał używać na mnie jakichkolwiek zaklęć, a lekarstwo podane przez naszą pielęgniarkę nie działało, już dawno mój nos wróciłby do normy.
Na szczęście nie jestem sama. Codziennie odwiedzają mnie tutaj mili goście. Tym razem swoją obecnością zaszczycił mnie sam dyrektor Hogwartu. Na moje nieszczęście zabrał tutaj kogoś ze sobą.
- Panno Granger, powinniśmy porozmawiać. - powiedział starzec, poprawiając swoje okulary połówki.
Nie ukrywam, że trochę stresowałam się tą rozmową, więc chciałam, żeby Dumbledore przeszedł do konkretów. Najgorsze było to, że cały czas czułam na sobie wzrok Draco, który stał obok dyrektora.
- Byłem pod działaniem Imperiusa - mruknął niechętnie Ślizgon.
Bardzo się zdziwiłam. Przez moment zastanawiałam się, czy on nie kłamie, ale spojrzałam w jego oczy i od razu wiedziałam - mówił prawdę.
- Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie nadal jesteś wredną szlamą - wycedził blondyn.
- Przepraszam, panie Malfoy, ale chyba zapędził się pan trochę za daleko - zwrócił mu uwagę Albus.
- Nie szkodzi, przyzwyczaiłam się - oznajmiłam, po czym zawinęłam się w ciepłą kołdrę.
Dumbledore poprosił Draco, żeby stąd wyszedł. Tym razem zwrócił się do mnie:
- Najprawdopodobniej klątwę wypowiedział ojciec Dracona. Jak zapewne wiesz, panno Granger, on jest śmierciożercą. Niestety chce, żeby jego syn też stał się jednym z nich. Nie mamy jednak wystarczających dowodów, więc aż do rozwiązania tej sprawy zabraniam ci rozmawiać ze Ślizgonami.
Starzec wręczył mi pięknie zapakowany prezent i zanim zdążyłam mu podziękować, ten już wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego. Postanowiłam od razu go odpakować. W paczce znajdowały się Musy-Świstusy o smaku pomarańczowym! Zrobiło mi się cieplej na sercu i przypomniała mi się moja rozmowa z Ronem na ten temat. Bardzo mnie ciekawi, gdzie on się podziewa. Dziś jeszcze mnie nie odwiedził.
O wilku mowa. Rudzielec wbiegł tutaj szybko, a ja od razu zażądałam wyjaśnień, dlaczego tak długo musiałam na niego czekać.
- Przepraszam... Nie mogłem być wcześniej - wyjąkał.
Dopiero po dłuższym przyglądaniu się, zauważyłam ranę na jego twarzy.
- Co się stało? - spytałam zaniepokojona wskazując na to miejsce.
- Nic takiego... - udawał Ron.
- Daj spokój, przecież widzę - oznajmiłam.
- Nieważne, zakończmy ten temat - poprosił Gryfon.
- Ronaldzie, kto ci to zrobił?! - krzyknęłam.
Kiedy zwracam się do niego pełnym imieniem, wie, że jestem naprawdę zdenerwowana.
- Wdałem się w bójkę... - przyznał się.
- Z kim? Kiedy? Gdzie? - zaczęłam go wypytywać.
- Z Malfoyem... Dzisiaj... Po tym, gdy podsłuchałem waszą rozmowę... Mam już dość tego typa, naprawdę - wyjaśnił. - Chcę, żeby się wreszcie od ciebie odwalił - dodał.
- W takim razie podsłuchałeś nieuważnie! - powiedziałam podirytowana. - Wyraźnie oznajmił, że był pod działaniem Imperiusa!
- Bronisz go, tak? - wkurzył się rudowłosy.
- Nie, ja tylko...
- Teraz będziesz się głupio tłumaczyć - przerwał mi. - Nie pozwolę, żeby ten dureń cię więcej tknął, nieważne, jaka klątwa go trafi. Zrozumiałaś?
Przytaknęłam. Poprawił mi kołdrę, po czym stała się rzecz niezwykła - Ron pocałował mnie w policzek.
- Ty mój bohaterze! - wychrypiałam i po chwili zaczęłam się śmiać.
Nasze rozmowy mogłyby trwać wieczność. Teraz już jestem pewna. Wspaniale, że moim bohaterem jest osoba, którą kocham.
__________________
To już koniec tej miniaturki.
Tak, wcześniej były to rozdziały, ale stwierdziłam, że to idealny tekst, by zrobić z tego dwuczęściową miniaturkę
Tak, wcześniej były to rozdziały, ale stwierdziłam, że to idealny tekst, by zrobić z tego dwuczęściową miniaturkę